niedziela, 17 kwietnia 2011

Coverem przez świat - Odcinek 1

Covery. Lubię je. Te dobre, te które można uznać tylko jako ciekawostkę, a nawet te słabe, których nie będę chciał słyszeć już nigdy więcej. Zawsze to fajnie usłyszeć znany (i najlepiej jeszcze lubiany) kawałek w nowym wykonaniu. Często spotykam się też ze zdaniem "O ten cover jest kiepski, bo niczym nie różni się od oryginału. Po co w ogóle nagrywać takie covery?" A ja nie zgadzam się z takim stwierdzeniem. Bo skoro kawałek w oryginale jest dobry, to jeśli cover różni się jedynie wokalem, to jak można powiedzieć, że jest zły? W końcu to ten sam utwór, tylko głos inny. Tak jakby zespół zmienił wokalistę. A taka przeróbka może być nawet lepsza niż wersja pierwotna, jeśli wokalista coverujący ma lepsze możliwości wokalne od pierwotnego wykonawcy.


Carlos Santana (feat. Chris Cornell) - Whole Lotta Love
Santana nie dodał wiele do tego utworu. Trochę się popisał solówkami i w zasadzie tyle. Ale na wokal wziął Chrisa Cornella i to właśnie stanowi o mocy tego utworu. Doskonały przykład na to, że cover bez wielkich zmian w aranżacji może być lepszy od oryginału


Weezer - Unbreak My Heart
Świetne wykonanie utworu Toni Braxton. Panowie z Weezera bardzo miło mnie zaskoczyli tym kawałkiem.

2 komentarze:

  1. Przede wszystkim - fajny pomysł na cykl. Coverów są setki tysięcy, więc na pewno nie zabraknie Ci materiału.
    Ale ja mam do nich bardziej krytyczne podejście...

    Carlos Santana ft. Chris Cornell - Whole lotta love
    Kilka solówek tu i ówdzie wcale nie oznacza utworu lepszego od pierwowzoru (to zresztą uwaga do całej najnowszej płyty Carlosa). Ten kawałek brzmi przecież niemal identycznie, jak wersja Zeppelinów. Poza wspomnianymi solówkami i bardziej świeżym brzmieniem. Inna sprawa, że za oryginałem też nie przepadam...

    Weezer - Unbreak my heart
    Tu podobnie: nie lubię oryginału, więc nawet Weezer nie jest go w stanie uratować. Zwłaszcza, że rewolucji chłopaki nie zgotowali...

    OdpowiedzUsuń
  2. Co do Whole lotta love, to jak napisałem - przede wszystkim chodzi tu o wokal. Faktycznie utwór nie różni się zbyt wiele od oryginału, a te różne "pierdolniki", które dodaje Santana często są zbędne... Ale Chris Cornell ma rewelacyjny głos i to właśnie on sprawia, że ta wersja jest tak dobra.

    OdpowiedzUsuń